Zasady webwritingu – jak zrobić z Ciebie idiotę.
Zasady webwritingu to dla mnie nowość. W przeciwieństwie do większości blogerów, co to pewnego dnia postanowili rzucić korporację i kompletnie zieleni zaczęli pisać w sieci (tere fere), nie jestem dziennikarką, webwriterką ani choćby specem od marketingu. W tej sytuacji się dokształcam. Ostatnio ciut pod skrzydłami osób, które na co dzień uczą „czwartą władzę” czyli przyszłych dziennikarzy. Ponieważ żyjemy w czasach zaniku gazet papierowych, dziennikarze mają też zajęcia z webwritingu (czyli pisania tekstów w sieci). Ostatecznie aby pisać dobre teksty dla internetu, nie wystarczy wiedzieć, jak pisze się dobre teksty do druku. Pobrawszy nieco nauk od autorytetów, stwierdzam, że na dziennikarstwie uczą ciekawych rzeczy o webwritingu, ale przede wszystkim tego, że czytelnicy to idioci.
ZASADY WEBWRITINGU :JESTEŚ NIEROZGARNIĘTY
Jakieś cztery lata temu przeczytałam książkę. Lekką, łatwą, przyjemną i krótką. Teraz stwierdzam, że również do bólu prawdziwą. Chodzi o „Copyfightera” Łukasza Krakowiaka. Serdecznie polecam i nie, pan Łukasz nie płaci mi za promocję. Główny bohater, Artur, postanawia zostać copywriterem (czyli po naszemu „reklamopisarzem”) i zarabiać miliony na „lofty, fury i skóry” pisząc teksty reklamowe. Książeczka jest o przygodach Artura w drodze na szczyt i jeszcze kawałek dalej, ale tak naprawdę o tym, dlaczego reklamy są, jakie są. Śmiem twierdzić, że „Copyfighter”, wyprzedził swoje czasy i w ogóle jest o tym dlaczego teksty, które czytasz w internecie są jakie są. W pewnym momencie Artur w pocie czoła pracuje nad tekstem w gazetce reklamowej, a starszy, doświadczony copywriter, pyta go jak sobie wyobraża czytelnika takiej gazetki. Oczywiście Artur odpowiada, że no trochę tak jak siebie, trochę jak kolegów z pracy, na co Kot (taką ksywkę ma ten otrzaskany copywriter) natychmiast protestuje i prostuje młodego:
„Wyobraź sobie niezbyt rozgarniętego dwunastolatka. Może być nawet lekko opóźniony. Dzieciak z rodziny prostej jak tyczka Kozakiewicza. Z takiej, co to czyta ćwierć książki rocznie. Kucharskiej i na spółkę, rzecz jasna”
I tak Kot streścił Ci zasady webwritingu. Dokładnie takiego traktowania czytelnika uczą spece od tekstów w internecie. To tłumaczy czemu większość jest do sobie tak bardzo podobna i nie wiele wnosi.
TEKST PROSTY DO BÓLU, BO NIE ZROZUMIESZ
Kolejny żelazny kanon z zasad webritingu głosi, że tekst, w gazecie, na blogu czy w ogóle w sieci, musi być prosty. Inaczej go nie zrozumiesz albo się znudzisz i autor/webwriter nie będzie miał: kliknięć, podlinkowań, fejmu, kasy z reklam – wstaw tu cokolwiek chcesz.
Zdania proste. Najlepiej pojedyncze. Przed złożonymi, broń nas Panie Boże, a już wielokrotnie złożone odpadają zupełnie. Czytające bidulki pogubią się na pewno. I żadnych trudnych słów. W końcu, jak oświeciła mnie jedna z wykładowczyń webwritingu na pewnym polskim uniwersytecie, większość czytających blogi i w ogóle treści w sieci, ma tylko wykształcenie średnie. Podobno tak mówią badania. Niestety pani nie podała jakie, kiedy i przez kogo prowadzone, ale pewnie nie musi. W końcu jest autorytetem. No może ma ciut niskie mniemanie o Twoim wykształceniu i poziomie intelektualnym, ale nie martw się. Nie ona jedna. Wystarczy poczytać pierwsze z brzegu internetowe wydanie gazety.
TEKST KRÓTKI, BO SIĘ ZNUDZISZ
Wszystko jedno o czym rasowy webwriter pisze, tekst musi być krótki. Zasady webwritingu są bezlitosne. Specjaliści ustalili już oczywiście ile wyrazów maksymalnie powinien mieć wpis na blogu, ile reklama, ile landing page strony internetowej, a ile artykuł w gazecie. Żeby sprawdzić czy nie przesadzam i nie oszukuję możesz zajrzeć na przykład tutaj i poznać święte kanony długości tekstu w internecie podane na srebrnej tacy, Nie ważne o czym piszesz. Tekst nie może być dłuższy niż te święte kanony, bo Twój statystyczny czytelnik-idiota padnie z nudów i Ty też. Profesjonalny webwriter wie, że musi się zmieścić w określonej ilości słów, niezależnie od tego czy pisze o wyborach do parlamentu, wyroku Trybunału sprawiedliwości UE, przełomowym odkryciu w fizyce czy też nowej kiecce Gochy Rozenek. W ogóle to, o czym się pisze jest chyba kompletnie nie ważne, bo przede wszystkim liczy się forma, a poza tym i tak czytelnik-idiota poświecą tekstowi przeciętnie coś ponad minutę. Oczywiście wszyscy uznani blogerzy, dziennikarze, specjaliści od marketingu i webritingu jak mantrę powtarzają, że dobra treść przyciągnie czytelników, ale jednocześnie robią absolutnie wszystko, żeby tej treści było jak najmniej i jak najprostsza. Do tego wszystkie teksty są podobne. W końcu wszyscy są uczeni tych samych świętych zasad, prawda?
I TAK CZYTASZ TYLKO NAGŁÓWKI
Na szczęście zasady webwritingu dają też autorom nieco wytchnienia jeśli chodzi o treść tekstu. Treścią nie należy się aż tak przejmować, ponieważ z założenia jesteś idiotą i czytasz tylko nagłówki. Naturalnie nie mogą być za długie, muszą, koniecznie muszą być porozmieszczane w tekście w określonych odstępach. Żeby akapity nie były za długie, bo się znudzisz. Do tego nagłówki powinny być chwytliwe i odwoływać się do emocji.
Powinno to wyglądać mniej więcej tak:
1) Pracodawca nie dba o zdrowie psychiczne
2) Mówić językiem objawów
3) Musiałem nauczyć się kłamać
4) Pracodawcy nie wiedzą, co zrobić
5) Ja sobie tego nie wymyśliłam
To nie są nagłówki z tabloidu tylko z artykułu „Gazety Wyborczej” w którym autorka zastanawia się czy warto informować pracodawcę o swoich problemach psychicznych. Tekst ma oczywiście tytuł skonstruowany zgodnie z kanonami sztuki klikalności i ma przepisową ilość wyrazów. Do tego stosowne zdjęcia. Czy dowiesz się z niego czegoś nowego albo w ogóle czegokolwiek? Śmiem twierdzić, że niekoniecznie, ale pewnie się mylę, ponieważ nie uważam Cię za idiotę.
KAŻDY TEKST W SIECI TO REKLAMA
Według speców od webwritingu wszystkie teksty w sieci to reklamy. W ogóle cały webwriting to reklama. Treść jest drugorzędna, liczy się promocja. Pozycjonowanie, frazy kluczowe, linkowanie, podlinkowanie i klikalność. Webwriter nieustannie promuje. Produkt, usługę albo siebie. No co się tak dziwisz? O budowaniu marki osobistej nie słyszałeś, czy jak? Wszystko jedno czy marketingowiec, dziennikarz czy blogerem. Zdaniem specjalistów musi nieustannie promować produkt, usługę albo siebie. Oczywiście jest 1001 sposobów reklamy. Ale większość bazuje na założeniu, że jesteś idiotą i się nie zorientujesz, że jeśli na przykład, w tekście o pogodzie średnio co akapit pada słowo „lodówka marki X” to tak naprawdę tekst nie jest o pogodzie, za to jest ordynarną reklamą tejże lodówki. Oczywiście celowo przerysowuję i upraszcza. Jak zwykle, co nie?
CZY RZECZYWIŚCIE JESTEŚ IDIOTĄ ?
Teraz, kiedy już poznałeś podstawowe zasady webwritingu podstawowe pytanie brzmi, czy faktycznie jesteś idiotą albo idiotką? Mam nadzieję, że nie. Żyję już na tyle długo żeby się zorientować, że ludzie nie są debilami. Nie wierzysz? To się przyjrzyj pierwszemu z brzegu dziecku. Mali ludzie są inteligentni. Ciekawi świata. Chcą się uczyć i rozwijać. Zadają pytania i nie zadowolą się zdawkowymi odpowiedziami „ tak jest, bo tak powiedziałam”. Coś złego zaczyna się z nimi dziać w miarę jak dorastają i wpadają w trybiki edukacji szkolnej. Naturalna ciekawość i skłonność do myślenia jest często skutecznie mordowana przez zastępy dzielnych nauczycieli, którym jest w ten sposób po prostu łatwiej. Jak zadają pytania i są dociekliwi to trzeba się bardziej wysilać. No cytowanie setny raz tej samej kartki z zeszyciku zapisanego 20 lat temu jak się przygotowywali do prowadzenia lekcji nie wystarczy. Spece od webwritingu idą tym samym tropem. Trzeba Ciebie i mnie traktować jak idiotę i w końcu w to uwierzymy. Idiotom łatwiej sprzedać totalną bzdurę zawiniętą w piękne opakowanie okraszone hasztagiem i obrazkiem. No i nie trzeba się aż tak wysilać przy pisaniu. Ważne, żeby wszyscy byli „happy”, za dużo nie rozmyślali, a biznes ma się kręcić. No i się kręci. Często tak „znakomicie” jak to opisałam we wpisie o moich doświadczeniach z poszukiwaniem opiekuna bloga.
„Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba” – to nie ja, to Gombrowicz.
Pozdrawiam urlopowo, Prawstoria