Sprzedaż używanego oprogramowania. Czego może zabronić umowa licencyjna?
Oprogramowanie jest drogie. Zwłaszcza, jeśli człowiek nie ma wyboru i po prostu musi skorzystać z produktów wielkiej korporacji. Siłą rzeczy wszyscy szukają tańszych zamienników, rabatów i okazji. W sieci tego pełno i często pojawiają się oferty podejrzane, i mocno podejrzane. Co wchodzi w grę? Oczywiście sprzedaż używanego oprogramowania. Takich ofert jest całkiem sporo. Rodzi się pytanie, czy można legalnie kupić używane oprogramowanie? A używaną licencję?
Jakby tego było mało branża komputerowa jest niesamowicie kreatywna i dynamiczna. Codziennie na świecie powstają miliony nowych programów, od prostych „apek” po skomplikowane rozwiązania operacyjne. W czasach internetu rynek jest absolutnie międzynarodowy. Zakupy oprogramowania również. Ktoś stworzył interesujący nas program w Malezji, a my go sobie kupujemy przez stronę internetową, ściągamy i voila. Albo odwrotnie: program powstaje w Polsce i jest sprzedawany na całym świecie. Nic dziwnego, wszak polscy programiści są podobno najlepsi na świecie (no dobra, prawie najlepsi).
Siłą rzeczy, każdy autor oprogramowania powinien być zainteresowany zapewnieniem sobie pełnej kontroli nad jego sprzedażą czy dalszym wykorzystywaniem, a już zwłaszcza kiedy nie sprzedaje praw autorskich do programu, tylko udziela komuś licencji na korzystanie.
SPRZEDAŻ UŻYWANEGO OPROGRAMOWANIA . OGRANICZENIE ODSPRZEDAŻY LICENCJI DO PROGRAMU KOMPUTEROWEGO
O umowie sprzedaży/klauzulach umownych o sprzedaży praw autorskich do dzieła, w tym też programu komputerowego pisałam już tutaj. Odsyłam do lektury. Pytanie, czy można w takiej umowie zastrzec, że dalsza odsprzedaż programu komputerowego jest niemożliwa? Czyli jestem młodą, dynamiczną i (a co mi tam), genialną twórczynią super zaawansowanego oprogramowania postanowiłam je sprzedać firmie pana X ( sympatyczny Niemiec). Tutaj przypomina, że jeśli umowa z panem X jest zawierana pod polskim prawem, to mogę mu sprzedać tylko majątkowe prawa autorskie do oprogramowania. Kupnem mojego produktu była też zainteresowana firma pani Y ( małomówna Szwedka) i pana Z (rozgadany do bólu Włoch), ale żadne z nich mi się jakoś nie podoba. Pan Z to jakiś szemrany gość, a pani Y robi wrażenie chciwej flądry. Nie to co pan X. Jemu moje programistyczne dzieło sprzedam z dziką przyjemnością, ale pod jednym warunkiem: zagwarantujemy sobie w umowie, że oprogramowania będzie używać tylko i wyłącznie jego firma. Mogę czy nie mogę?
Nie. Niestety nie mogę. Przecież sprzedaję moje prawa autorskie do programu, czyli po podpisaniu umowy, wydaniu nośnika, na którym program jest zapisany (o nośnikach pisałam w poprzednim wpisie). Złota zasada prawa własności intelektualnej brzmi: prawa własności intelektualnej (IP rights od ang. intellectual property) zostają wyczerpane przez pierwszą sprzedaż. Czyli jeśli autor sprzeda swoje prawa autorskie do programu komputerowego, to nie może już kontrolować co się stanie z programem dalej. Pan X mógłby go odsprzedać pani Y ta z kolei panu Z itd. Ma to sens, bo gdyby przyjąć inne założenie, to w zasadzie można by wyrzucić do kosza zasadę pewności obrotu prawnego: każdy kolejny nabywca musiałby się liczyć z tym, że w pewnym momencie ktoś zakwestionuje jego prawa do programu. Po drugie, i to już ma ścisły związek z regulacjami dotyczącymi programów komputerowych, ustawodawcy szczególnie dbają o to, żeby twórca oprogramowania nie mógł zachować pełnej kontroli nad programem po jego sprzedaży. Taka postawa wynika z chęci wspierania postępu informatyzacji. Wszyscy zdają sobie sprawę, jak ważną rolę odgrywa obecnie postęp informatyczny. Śmiem twierdzić, że nasza cywilizacja wykonuje wręcz skoku w przód, właśnie dzięki postępowi w tej dziedzinie. Prawo unijne zakazuje wprost takich praktyk utrudniających obrót prawami autorskimi do programów komputerowych w ust.art.4 dyrektywy 2009/24 w sprawie ochrony prawnej programów komputerowych:
„2.Pierwsza sprzedaż na terytorium Wspólnoty kopii programu komputerowego przez uprawnionego lub za jego zgodą wyczerpuje prawo dystrybucji (czyli „rozpowszechniania” w rozumieniu polskiego prawa – Prawstoria) na terytorium Wspólnoty tej kopii, z wyjątkiem prawa do kontroli dalszych wypożyczeń (czyli dalszego najmu w rozumieniu polskiego prawa – Prawstoria) programu lub jego kopii.”
SPRZEDAŻ UŻYWANEGO OPROGRAMOWANIA. LICENCJA A MOŻLIWOŚĆ ODSPRZEDAŻY LICENCJI W UMOWIE
No dobrze, ale przecież nikt mi nie każe od razu sprzedawać praw autorskich do oprogramowania. Mogę udzielić licencji na korzystanie z programu i „po zawodach”. Licencję kupuje ode mnie konkretny nabywca i mogę śmiało wprowadzić czy to do umowy licencyjnej czy innej, ale obejmującej postanowienia o udzieleniu licencji, na przykład taką klauzulę:
„W ramach wynagrodzenia za licencję Licencjobiorca uzyskuje, wyłącznie do celów własnej działalności gospodarczej, bezterminowe, niewyłączne, nieprzenaszalne i wolne od opłat prawo korzystania z wszystkich produktów i usług Licencjodawcy udostępnionych Licencjobiorcy na podstawie niniejszej umowy”.
W ten sposób ograniczyłam właśnie umownie możliwość do korzystania z moich produktów i usług w ramach udzielonej licencji tylko do nabywcy licencji. Tylko nabywca może korzystać z oprogramowania oraz innych moich produktów i usług, które mu udostępniam w ramach „pakietu” licencyjnego. Sprytne, prawda? Otóż, nie do końca.
Po pierwsze, takie ograniczenie umowne jest możliwe w umowie licencyjnej kiedy licencja na korzystanie z oprogramowania jest udzielana poza terytorium UE np. w Stanach Zjednoczonych. Po drugie, takie ograniczenie w umowie licencyjnej udzielanej na terytorium UE też jest możliwe, pod warunkiem, że udzielam licencji czasowej na korzystanie z mojego oprogramowania. Nie ma prawnej możliwości ograniczenie prawa licencjobiorcy do przeniesienia jego praw z udzielonej mu licencji bezterminowej, o ile taka licencja została udzielona na terytorium UE.
Innymi słowy: jeśli udzielam bezterminowej licencji na używanie mojego oprogramowania komuś na terytorium UE, to ten ktoś, czy to osoba fizyczna, czy firma, może taką licencję odsprzedać dalej. Takiej odsprzedaży nie można wyłączyć w umowie. Zasada niemożności ograniczenia takiej odsprzedaży w umowie wynika z interpretacji przepisów dyrektywy 2009/24 w sprawie ochrony prawnej programów komputerowych dokonanej przez Trybunał Sprawiedliwości UE.
SPRZEDAŻ UŻYWANEGO OPROGRAMOWANIA A SPRZEDAŻ UŻYWANYCH LICENCJI NA PROGRAMY KOMPUTEROWE: UsedSoft kontra Oracle
3 lipca 2012r. Trybunał Sprawiedliwości UE wydał wyrok w sprawie C-128/11. Wyrok na zawsze zmienił interpretacje przepisów dyrektywy 2009/24, a już w szczególności przytoczonego już powyżej ustępu 2 art. 4. Żeby nie zgubić wątku, w tym miejscu wklejam ten przepis jeszcze raz:
„2.Pierwsza sprzedaż na terytorium Wspólnoty kopii programu komputerowego przez uprawnionego lub za jego zgodą wyczerpuje prawo dystrybucji (czyli „rozpowszechniania” w rozumieniu polskiego prawa – Prawstoria) na terytorium Wspólnoty tej kopii, z wyjątkiem prawa do kontroli dalszych wypożyczeń (czyli dalszego najmu w rozumieniu polskiego prawa – Prawstoria) programu lub jego kopii.”
Orzeczenie Trybunału zapadło w ramach odpowiedzi na pytania prejudycjalne jednego z niemieckich sądów przed którym zawisła już kolejna odsłona sporu amerykańskiego giganta produkującego oprogramowanie, czyli Oracle International, Corp., z przedsiębiorczą niemiecką spółką UsedSoft GmbH.
Fakty przedstawiały się następująco. Oracle sprzedawała niemieckim odbiorcom bezterminowe licencje na swoje oprogramowanie. Klienci pobierali oprogramowanie na swoje komputery bezpośrednio ze strony internetowej Oracle. Co zupełnie zrozumiałe, umowa licencyjna uprawniała klientów do przechowywania kopii pobranego oprogramowania na swoim serwerze i udostępniania go stamtąd takiej liczbie użytkowników, na jaką licencja została zakupiona. Oracle sprzedawał licencje w pakiecie po 25 sztuk, więc gdy klient potrzebował 26 czy 27, i tak musiał kupić dwa 25 stanowiskowe pakiety. W ramach umowy licencyjnej zawierana też była umowa serwisowa, która umożliwiała pobieranie aktualizacji zakupionego oprogramowania ze strony Oracle – czyli szczęśliwy nabywca mógł robić updaty. Gdyby klient miał taką fantazję, to Oracle mógł mu też dostarczyć kopię oprogramowania na płycie CD –ROM lub DVD ( takie to, panie były zamierzchłe czasy na początku XXI w.).
Umowy licencyjne Oracle zawierały następującą klauzulę:
„W ramach płatności za usługi uzyskują Państwo, wyłącznie do celów własnej działalności gospodarczej, bezterminowe, niewyłączne, nieprzenaszalne i wolne od opłat prawo korzystania z wszystkich produktów i usług Oracle udostępnionych Państwu na podstawie niniejszej umowy”.
UsedSoft , jak sama nazwa wskazuje, zajmowała się skupowaniem a następnie odsprzedażą używanych licencji na oprogramowanie. Była nie mniej, nie więcej jak rodzajem softwarowego second – handu, takim szmateksem oprogramowania. Specjalizowała się przede wszystkim w programach Oracle. Taka forma przedsiębiorczości się Oracle nie spodobała. Gigant zaskarżył UsedSoft przed niemieckimi sądami twierdząc, że jego prawa autorskie do oprogramowania zostały naruszone. Oracle jest autorem oprogramowania i tylko ona ma prawo decydować jak jej programy będą rozpowszechniane. Praw autorskich do oprogramowania nikomu nie odsprzedawała, a do tego w umowach licencyjnych jasno wyłączyła odsprzedaż licencji – licencje są nieprzenaszalne. UsedSoft ma natychmiast przestać nielegalny skup używanych licencji i ich odsprzedaż. Dodajmy, że klienci UsedSoftu, po zakupie używanej licencji, pobierali sobie programowanie wprost ze strony Oracle, wraz z aktualizacjami, dokładnie tak, jakby to robił oryginalny nabywca licencji.
UsedSoft przegrał w pierwszej instancji, ale się odwołał od wyroku, a apelacyjny niemiecki sąd zaczął mieć wątpliwości jak interpretować przepisy dyrektywy 2009/24 co do tego kiedy ( i czy w ogóle) pobranie z internetu kopii programu komputerowego za zgodą autora może skutkować wyczerpaniem prawa autora do rozpowszechniania kopii oprogramowania na terytorium UE. Innymi słowy : kiedy i czy w ogóle pobranie kopii oprogramowania z internetu za zgodą autora może sprawić, że dalsza kontrola autora nad rozpowszechnianiem tak pobranej kopii wygasa – autor już się nie może wtrącać w to, co nabywca kopii oprogramowania z nią zrobi.
Poza tym sąd zadał pytanie o to czy i w jakich warunkach, nabywca używanej licencji może być uznany za „uprawnionego nabywcę” w rozumieniu art. 5 ust 1 dyrektywy 2009/24.
Z art. 5 ust. 1 dyrektywy 2009/24 wynika, że w braku szczególnych przepisów umownych zwielokrotnianie programu komputerowego nie wymaga zezwolenia jego autora, jeśli takie zwielokrotnienie jest konieczne do umożliwienia korzystania z tego programu komputerowego przez uprawnionego nabywcę zgodnie z zamierzonym celem, włącznie z poprawianiem błędów. Czyli sąd zapytał, czy osoba lub firma, która kupiła taką używaną licencję ma prawo do kopiowania oprogramowania, o ile jest to konieczne do używania oprogramowania zgodnie z jego przeznaczeniem.
Na oba pytania Trybunał Sprawiedliwości odpowiedział twierdząco. Uznał, że zgodnie art. 4 ust. unijnej dyrektywy 2009/24 w sprawie ochrony prawnej programów komputerowych, jak najbardziej można na terytorium UE sprzedawać używane, bezterminowe licencje na oprogramowanie. Co więcej sąd uznał, że jeśli tak jak w przypadku umów licencyjnych Oracle, nie dało się z licencji skorzystać bez pobrania kopii oprogramowania (przez internet lub na płycie) i umowa licencyjna obejmowała też nabycie tej kopii oprogramowania, szczęśliwy licencjobiorca może dalej odsprzedawać nie tylko samą licencję ale też przekazywać tę licencję wraz z kopią oprogramowania bez zgody autora. Niezależnie od zapisów umowy obowiązuje ust 2 art. 4 dyrektywy 2009/24: pierwsza legalne wprowadzenie oprogramowania do obrotu na terenie UE oznacza, że wyczerpuje się prawo autora do kontroli nad dalszą dystrybucją programu. Nabywca licencji może ją wraz z kopią odsprzedawać komu chce, w tym oczywiście UsedSoft. Co więcej, może odsprzedawać nie gołą wersję oryginalną, ale wersję ze wszystkimi aktualizacjami pobranymi ze strony Oracle w ramach umowy serwisowej. Nie można dalszej odsprzedaży zabronić w umowie lub uzależniać jej od jakiegoś dodatkowego wynagrodzenia dla autora oprogramowania. Dla legalności odsprzedaży, co TSUE wskazał w uzasadnieniu, jest jednak konieczne żeby pierwszy nabywca oprogramowania usunął je ze swojego komputera/serwera/komputerów. Tutaj TSUE przyznał, że w praktyce może być bardzo trudno to sprawdzić, nie mniej jednak nie może być tak, że pierwotna licencja była jedna, a teraz korzysta z niej 2 nabywców: ten pierwotny i ten który kupił używaną licencję. Przed takim podwójnym użyciem autor oprogramowania ma się prawo bronić wszelkimi dostępnymi środkami technicznymi. Co więcej, jeśli licencje są udzielane pakietami, tak jak w tym przypadku, pierwotny nabywca nie może dzielić pakietu tak, ze część zostawia sobie a część odsprzedaje. Musi odsprzedać całość licencji jaką wykupił.
A skoro taki nabywca używanej licencji kupił ją legalnie, to oznacza, że może też zwielokrotniać pobraną kopię programu komputerowego zgodnie z art., 5 ust.1 dyrektywy jeśli takie zwielokrotnienie jest konieczne do użycia programu przez uprawnionego nabywcę zgodnie z zamierzonym celem, włącznie z poprawianiem błędów. Tego uprawnienia też nie można wyłączyć w umowie lub ograniczyć (na przykład przez jakieś dodatkowe wynagrodzenie dla autora).
SPRZEDAŻ UŻYWANYCH LICENCJI NA PROGRAMY KOMPUTEROWE: CO Z SERWISOWANIEM
Każde oprogramowanie musi być aktualizowane. Również takie, z którego korzystamy po zakupieniu używanej licencji. Pytanie co w przypadku takim jak ten Oraclowy dzieje się z umowami serwisowymi zawartymi przez Oracle z pierwotnymi licencjobiorcami. Na to pytanie TSUE też odpowiedział w punkcie 67 uzasadnienia wyroku w sprawie C-128/11.
Po pierwsze, nabywca używanej licencji ma pełne prawo nie do pierwotnej wersji oprogramowania, ale też do jego najbardziej zaktualizowanej zgodnie z umową serwisową wersji.
Po drugie, jeśli umowa serwisowania była zawarta na czas ograniczony, to nabywca używanej licencji zadecyduje czy będzie umowę serwisowania odnawiał czy nie. Jeśli natomiast umowa serwisowania została zawarta na czas nieokreślony i powiązana z umową licencyjną – nabywca używanej licencji korzysta z niej w takim zakresie jak nabywca pierwotny.
KIEDY UDZIELENIE LICENCJI NA PROGRAM KOMPUTEROWY JEST SPRZEDAŻĄ KOPII PROGRAMU
Oto jest pytanie. Jeszcze raz wklejam treść ust.2 art. 4 dyrektywy 2009/24. Wiem, że do znudzenia, ale ten przykład pokazuje jak łatwo można się „naciąć” na dosłowne brzmienie przepisów zapominając o interpretacji.
„2.Pierwsza sprzedaż na terytorium Wspólnoty kopii programu komputerowego przez uprawnionego lub za jego zgodą wyczerpuje prawo dystrybucji (czyli „rozpowszechniania” w rozumieniu polskiego prawa – Prawstoria) na terytorium Wspólnoty tej kopii, z wyjątkiem prawa do kontroli dalszych wypożyczeń (czyli dalszego najmu w rozumieniu polskiego prawa – Prawstoria) programu lub jego kopii.”
No zaraz, jaka sprzedaż kopii oprogramowania skoro Oracle udzielała tylko licencji na korzystanie z oprogramowania. Tak, jeśli zapomnimy o wykładni przepisu i weźmiemy pod uwagę wyłącznie jego dosłowne brzmienie, to znaczy, że coś tu TSUE mocno ściemnia w tym wyroku. Ale Trybunał oczywiście nie ściemnia. Po prostu dokonał szerokiej wykładni słowa „sprzedaż” użytego w dyrektywie. Zdaniem TSUE, nie da się tego terminu wyłożyć inaczej w rozumieniu dyrektywy niż jako terminu :
„ (…) obejmującego wszystkie formy wprowadzania do obrotu produktu, charakteryzujące się przyznaniem prawa korzystania z kopii programu komputerowego na czas nieoznaczony w zamian za jednorazową zapłatę ceny mającej umożliwić podmiotowi praw autorskich uzyskanie wynagrodzenia odpowiadającego wartości gospodarczej kopii dzieła, którego jest on właścicielem(..)”
Zdaniem Trybunału gdyby termin „ sprzedaż” użyty w ust.2 art. 4 dyrektywy rozumieć wąsko, to skuteczność tego przepisu byłaby żadna. Po prostu dałoby się go bardzo łatwo obejść, wystarczyłoby zawierać bezterminowe umowy licencyjne.
Sprytne, prawda?
Pozdrawiam, Prawstoria