Człowieczeństwo prawnika czyli co się tutaj wyprawia?
Sztuczna inteligencja pokonała 20 topowych amerykańskich prawników w bitwie na klauzule umowne. AI oceniła ryzyko prawne umowy lepiej niż człowiek i to w znacznie krótszym czasie. Wywołało to bardzo ożywioną dyskusję na jednym z serwisów dla profesjonalistów. Była zażarta, ale dopiero bardzo niedawno dotarło do mnie czego mi tam brakowało. Śmiało mogę powiedzieć, że z kolosalnym opóźnieniem, ale jednak, doznałam tego co, psychologia nazywa „efektem wow”. Takie olśnienie na mikroskalę. A co jeśli problemem nie jest AI tylko zwykłe człowieczeństwo prawnika ?
CZŁOWIECZEŃSTWO PRAWNIKA: CZEMU CZŁOWIEK JEST JEDNAK LEPSZY OD AI?
Jeśli nie czytałeś o tym jak to AI pobiła na głowę 20 doświadczonych prawników, to wiedz, że było tak.
Przede wszystkim gdzieś tam w USA (no bo gdzieżby indziej, choć jedno biuro mają też w Izraelu) istnieje sobie firma LawGeex, której misją jest automatyzacja procesu oceny prawnej umów. Upraszczając, firma uważa takie coś jak ocena i tworzenie klauzul umownych za nudne, powtarzalne, proste i niegodne czasu prawnika-człowieka. W tej sytuacji rozwija i udoskonala sztuczną inteligencję, która by taką ocenę robiła automatycznie. Nie tak dawno przeprowadziła eksperyment dając AI oraz 20 prawnikom z takich firm jak CISCO czy Goldman Sachs, 5 umów o zachowanie poufności do oceny ryzyka prawnego. Umowy nie były jakoś specjalnie długie ani skomplikowane, ale ponoć program ocenił je w 26 sekund i to z 95% dokładnością, podczas gdy ludziom zajęło to aż 92 minuty, a ich dokładność była na poziomie wykrycia 85% zagrożeń prawnych.
Oczywiście umowy były łatwe i mimo wszystko chodziło o ocenę ryzyk prawnych, a nie o tworzenie umowy od zera, ale i tak sprawa była szeroko dyskutowana. Na przykład w pewnym bardzo znanym serwisie dla profesjonalistów wypowiedziało się na ten temat po polsku co najmniej kilkaset osób.
Przeważały oczywiście wpisy prawników i były mniej więcej podobne. Przede wszystkim wyparcie i kompletne ośmieszenie pomysłu, że jakaś tam sztuczna inteligencja mogłaby zastąpić człowieka-prawnika. No a jeśli już, to może faktycznie przy jakichś prostych umowach, ale przecież nie przy tych skomplikowanych. I teraz, ciekawa była argumentacja dlaczego. Bardzo dobrze oddaje tę argumentację wypowiedź jednej z dyskutantek. Nie zacytuję dokładnie z pamięci, ale mniej więcej brzmiało to tak: o to wszystko zależy, bo są „prawnicy” i „Prawnicy”. Ci pierwsi to takie szare myszki, czyli oni faktycznie do niczego innego niż proste przeglądanie umów czy inne banalne prace prawnicze. Ale są też ci drudzy, Ci, do których jak rozumiem zaliczyła się sama dyskutantka, Ci których rolą jest wymyślać coś nowego i poszukiwać nowych rozwiązań. Naturalnie Ci drudzy, są lepsi niż Ci pierwsi. Są więc „prawnicy” i „prawnicy wybitni”. Prawnika wybitnego nigdy żadna AI nie zastąpi. Jeśli tak, to sądzę, że większość polskich prawników może spać spokojnie, bo, poza wyjątkami do zliczenia na palcach obu rąk (wliczając w to mnie), nie udało mi się jeszcze spotkać prawnika, który nie byłby wybitny. Wszystko jedno czy z aplikacją czy bez.
CZŁOWIECZEŃSTWO PRAWNIKA PRZESZKADZA W SUKCESIE
Wybitnych i nieustępliwych znawców litery prawa Ci u nas dostatek. I wcale nie pisze tego z przekąsem. Osobiście znam osoby, które zakuwały po nocach na studiach, potem na aplikacjach. A po drodze pracowały jeszcze od świtu do nocy w kancelariach żeby zostać partnerami.
Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że nasz system edukacji prawniczej, a potem system pracy, jest tak skonstruowany, że najlepiej odnajdują się w nim ludzie o mentalności koni wyścigowych. Przy czym ten wyścig ciągle trwa. Do tego jest bezpardonowy i nastwiony na bezwzględne wyniszczenie przeciwnika. No i jeśli koń okuleje, to wiadomo co się z nim robi, prawda?
Takie człowieczeństwo prawnika, to raczej przeszkadza. No bo tutaj chodzi o sukces, skuteczność i brak emocji. „Dura lex, sed lex” – twarde prawo, ale prawo. No co zrobić. Jeśli będziesz „miętki”, to sukcesu w tym zawodzie nie osiągniesz. Nie zostaniesz partnerem w znanej kancelarii ani dajmy na to dyrektorem działu prawnego w jakiejś szalenie znanej firmie. Będziesz robić błędy. A te zostaną bezwzględnie wykorzystane przez innych wybitnych prawników. Oni błędów nie popełniają. A jeśli już to rzadko – przynajmniej tak mówią.
PRAWNIK SUKCESU: HISTORIA PIERWSZA
A wracając do mojego „efektu wow”. Najpierw pierwsza historia, która mi w tym pomogła. Nie jest moja, bo wyczytałam ją na blogu, siostry Małgorzaty Chmielewskiej. Serdecznie polecam i to bez względu na to czy wierzysz, że ktoś tam tym bajzlem z góry zarządza czy nie. Siostra i współpracownicy pomagają tym, o których jak sama często pisze
„system jakoś zapomniał”. Podziwiam. Ja bym tego robić nie mogła. Nie wiem skąd nie najmłodsza już kobieta, czerpie do tego siły. W każdym razie siostra jest chyba dużo lepszym człowiek niż ja.
Historia pochodzi z wpisu zatytułowanego „Dziury w człowieczeństwie”. Całość polecam serdecznie, bo poniżej cytuję tylko interesujący mnie fragment. Siostra pisze tak:
„Rozmawiam z panią mecenas. Z dużego miasta. Ktoś ma u niej dług. Niezawiniony, w gruncie rzeczy nie on jest dłużnikiem tylko rodzina, ale dług nie wybiera. Ktoś ten nie ma pieniędzy, ma rentę. Proszę o wykreślenie tego ktosia z listy jej dłużników. De facto i tak dług jest nieściągalny, ale lepiej żeby nie wisiał nad człowiekiem. Prośba ta nieco rozsierdziła panią mecenas. Po wywodzie o jej kłopotach, które zapewne w części są realne, choć nijak się mają w stosunku do kłopotów jej dłużnika, pada pytanie: ale w imię czego ja mam okazać miłosierdzie? Przecież to nie mój syn ani krewny.
W imię człowieczeństwa, Szanowna Pani. Bo to Pani bliźni. Nic Pani by nie straciła, a wiele zyskała. Serce. I twarz.”
No to siostra popłynęła w tym ostatnim zdaniu. Twarde prawo, ale prawo. Poza tym, naprawdę trudno wymagać żeby ktoś, kto długie lata swojego życia spędził z nosem w kodeksach i komentarzach, a nie ludźmi tak od razu „zaskoczył” co to też może być człowieczeństwo. Takie w praktycznym wymiarze, a nie takie co to o nim piszą w podręcznikach do etyki. To naprawdę jest trudne. I dokładnie tak sobie pomyślałam jak to przeczytałam.
CZŁOWIECZEŃSTWO PRAWNIKA CZYLI PEŁNOMOCNICTWO
Sama historia z bloga siostry mi jeszcze mojego małego „wow” nie załatwiła. Musiała się do tego dorzucić druga historia, która całkiem nie dawno przytrafiła się mnie samej.
W skrócie. Była sobie pewna umowa cesji, od której podpisania zależało to, czy dwuletnie dziecko w zaawansowanym stadium raka weźmie udział w badaniu klinicznym nowego i bardzo obiecującego leku czy też nie. Rodzice spoza Polski, dziecko też nie nasz obywatel. Na takie eksperymentalne leczenie nie mają u siebie w tej chwili szans, ale walczą.
Po bardzo długich negocjacjach dochodzimy do finału, czyli treść uzgodniona i ruszamy z podpisywaniem. I w tej chwili na scenę wkracza pan mecenas jednej ze stron umowy. Niestety nie możemy jej chwilowo zawrzeć, bo jedna z osób, które mają tę umowę podpisywać nie ma odpowiedniego pełnomocnictwa. Sprawdzam pełnomocnictwo i faktycznie, można było mieć zastrzeżenia, ale niestety przygotowanie nowego może zająć nawet kilka dni. Udzielić go może wyłącznie jeden z szalenie zajętych wiceprezesów, którzy nie dość, że non stop podróżują, to, jak już są uchwytni, przebywają w takiej strefie czasowej, że kontakt tylko nocą. No i jeszcze trzeba bardzo dokładnie wytłumaczyć, dlaczego obecne pełnomocnictwo do zawierania umów zdaniem pana mecenasa wyklucza zawarcie umowy cesji .
Dzwonię do pana mecenasa. Jest nieugięty. Prowadzi ogromną ilość spraw sądowych i wie, że takie pełnomocnictwo sąd by odrzucił, bo jest do czynności o charakterze zobowiązującym, a nie rozporządzającym. A skoro jestem radcą prawnym, to mam go przekonać, że jest inaczej. Oczywiście szanse, że pójdziemy z tą umową cesji do sądu są bliskie zeru, o czym pan mecenas dobrze wie, ale to go nie obchodzi.
Kolejne moje argumenty kwituje stwierdzeniem, że pełnomocnictwa nie przyjmie i umowy nie podpisze. Moja sytuacja jest dużo gorsza, bo on ma co do zasady rację. Nasza cesja to jest czynność o charakterze rozporządzającym (jej celem i bezpośrednim skutkiem jest przeniesienie, zniesienie lub obciążenie prawa majątkowego).
Tłumaczę, kolejny raz, że gdzieś tam jest dwulatek w zaawansowanym stadium raka. Nie wiem ile mu czasu zostało. Być może zabraknie mu właśnie tego tygodnia czy dwóch, o które nam się opóźni zawarcie umowy jeśli mamy czekać nim zorganizuję nowe pełnomocnictwo.
Pan mecenas jest nieugięty. Jest prawnikiem. Dobrym. Prowadzi wiele spraw sądowych. I nie ma powodu żeby się wycofał. Ma rację. Ja nie. Udzielając tego pełnomocnictwa ktoś kiedyś przeoczył to, że w Polsce są czynności prawne o różnym skutku, a jedna umowa nie równa się innej umowie. Obie nazywają się umowami, a skutek jest inny.
Rozmowa kończy się tym, że proszę kolejny raz o zmianę stanowiska i rozpoczęcie podpisywania. Obiecuję, że pełnomocnictwo zorganizujemy i doślemy. Pan mecenas pozostaje nieugięty. Wszystko lege artis.
EFEKT WOW
Odkładam słuchawkę i w tym momencie mam efekt wow. Kompletnie idiotyczny moment. Człowieczeństwo. W tej całej dyskusji o tym czy sztuczna inteligencja zastąpi prawników czy nie ani jedna osoba. ANI JEDNA. Nie podniosła argumentu człowieczeństwa. W ogóle to nikomu do głowy nie przyszło. Sztuczna inteligencja będzie negocjowała logicznie i idealnie zgodnie z przepisami. Nie wycofa się, nie pójdzie na żadne kompromis. Nie okaże miłosierdzia. Będzie o niebo bardziej nieustępliwa niż pani mecenas z dużego miasta czy mój pan mecenas. Będzie najwybitniejszym z wybitnych prawników skazanym na sukces. Rozumiem, że to nikomu nie przeszkadza. Bardziej jakoś wszyscy zmartwieni tym, że AI ma potencjał odebrania komuś to bycie wybitnym prawnikiem sukcesu.
I to jest dopiero temat do przemyśleń i dyskusji.
Pozdrawiam, Prawstoria
P.S. Historia z pełnomocnictwem zakończyła się dobrze. Nie wiem jakim cudem, ale w nocy udało się złapać jednego z ważnych wiceprezesów i wytłumaczyć dlaczego pełnomocnictwo trzeba zmienić i to natychmiast. Rano pan mecenas zmienione przyjął, a jeszcze wcześniej, nie wiedząc o tym nowym pełnomocnictwie, wczesnym rankiem zgodził się na podpisanie umowy nawet gdyby miało być dosłane później. I to jest pozytywne. Człowieczeństwo prawnika jednak czasem się gdzieś przedziera przez zarośla sukcesu.