Badania kliniczne nowych leków.Nie królikom doświadczalnym!
Przyszła pora na coś z bardzo „mojej”, innowacyjnej półki. Badania kliniczne nowych leków. Biotechnologia. Postęp w medycynie, nowoczesne leki i metody leczenia. Niby tyle się o tym pisze i mówi, internet hula, globalna wioska, a jak przyjdzie co do czego to pytanie czy wziąć udział w takim badaniu czy nie? Co kiedy okoliczności życiowe zmuszą nas do udziału w badaniu klinicznym nowych leków? Jak nie zostać królikiem doświadczalnym, tylko świadomym uczestnikiem badania, kontrolującym co się z nim dzieje?
Jeśli ktokolwiek zetknął się z tematem, a w szczególności z tzw. prasą branżowa, to wie, że jak zwrot „ w badaniach klinicznych najważniejsze jest bezpieczeństwo uczestników” jest tam powtarzań niczym mantra. Bezpieczeństwo uczestników podkreślają też wszelkie regulacje i standardy międzynarodowe takie jak Deklaracja Helsińska czy ICH GCP czyli Zasady Dobrej Praktyki Klinicznej Międzynarodowej Rady Harmonizacji Wymagań Technicznych dla Rejestracji Produktów Leczniczych Stosowanych u Ludzi (ICH). Zaznaczam, że standardy międzynarodowe badań są jedynie zaleceniami. To prawda, że większość krajów „podłącza” się jakoś w ich stosowanie, ale jako zalecenia same w sobie nie mają mocy wiążącej. Uczciwie jednak stwierdzam, ze nigdy nie widziałam badania klinicznego nowego leku prowadzonego niezgodnie z międzynarodowymi standardami, a w każdym razie dokumentacja badania w tym wszelkie umowy i dane, te standardy spełniały. Kłopot w tym , że jako uczestnik badania żadnej umowy pisemnej zawierać nie będziemy – z kimkolwiek. Regulacje międzynarodowe oraz przepisy unijne nakładają tylko obowiązek prowadzenia badania klinicznego nowych leków w oparciu o umowy z lekarzami, którzy te badania prowadzą oraz szpitalami czy innymi placówkami w których te badania będą prowadzone. Od strony umownej, przynajmniej tej oczywistej (o mniej oczywistej będzie cały kolejny wpis ;)) wygląda to najczęściej tak, że firma organizująca i finansująca badanie kliniczne zawiera umowy z tymi, którzy mają na nas testować nowy lek oraz z tymi, którzy czy to nadzorują testujących czy też wynajmują im tylko pomieszczenia i sprzęt. W umowach jest sporo mowy o uczestnikach, czyli o nas, ale my żadnej umowy nie zawieramy. Skąd zatem pewność, że nie staniemy się zwykłymi królikami doświadczalnymi ?
OCENA ETYCZNA I REGULACYJNO-PRAWNA BADANIA KLINICZNEGO NOWEGO LEKU
Z jakichś dziwnych i niewytłumaczalnych zgoła powodów, ogólnoświatowy trend jest taki, że firmy farmaceutyczne jakoś tak nie cieszą się zaufaniem państwa na tyle, żeby im pozwalać prowadzić badanie kliniczne nowego leku tylko na podstawie umowy. Dlatego, żeby rozpocząć badanie kliniczne nad nowym lekiem na ludziach, czyli uczestnikach badania, takie badanie musi wcześniej zostać ocenione pod względem etycznym i regulacyjnym. Znowu, jest to absolutnie międzynarodowy standard. Zanim badanie nowego, niedopuszczonego jeszcze do sprzedaży leku, wystartuje, plan takiego badania oraz szereg innych związanych z jego prowadzeniem dokumentów musi zostać oceniony pod względem etycznym przez jakichś rodzaj komisji (to nie może być jeden człowiek, a kilku).
Komisje etyczne mogą być ciałami całkowicie niezależnymi od szpitala, w którym badanie ma być prowadzone (taką sytuację mamy na przykład w Polsce) lub wręcz przeciwnie, są organami przyszpitalnymi (tak to działa na przykład w USA). Z założenia mają działać niezależnie i rzetelnie oceniać stronę etyczną przyszłego projektu badawczego. W skład komisji etycznej oceniającej taki projekt badawczy nowego leku zawsze wchodzą lekarze, choć nie tylko, bo na przykład w Polsce, też dodatkowo prawnicy czy teologowie.
Poza pozytywną opinią komisji etycznej w Polsce mówimy zgodnie z naszymi przepisami o „Komisji Bioetycznej” na prowadzenie badania nowego leku zgodę musi zwykle jeszcze wyrazić jakaś agenda rządowa lub urząd administracji publicznej. Zazwyczaj jest to albo Minister Zdrowia danego kraju albo jakiś specjalnie do tego powołany urząd. W Polsce dłuuugo był to Minister Zdrowia, aż wreszcie od stosunkowo niedawna rolę tę przejął urząd administracji rządowej o dość bizantyjskiej nazwie Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Nazwa długa i fantazyjna, w praktyce wszyscy mówią o „Urzędzie” ewentualnie „URPLW i PB”, ale to drugie to tylko najwytrwalsi.
Urząd dokonuje oceny regulacyjno – prawnej przyszłego badania. Sprawdza, czy aby na pewno będzie prowadzone zgodnie z polskim prawem . Jeśli uzna, że tak, wydaje pozwolenie, jeśli nie: odmowę.
Rzeczywistość jest taka,że zarówno komisje etyczne jak i odpowiedniki naszego Urzędu na całym świecie potrafią odmówić udzielenia zgody na badanie nowego leku. Krzepiące, prawda? No tak, tylko, że to się wszystko dzieje niejako poza nami, pacjentami- uczestnikami i nie mamy na to wpływu.
CZEMU LUDZIE BIORĄ UDZIAŁ W BADANIACH KLINICZNYCH NOWYCH LEKÓW?
Z wielu powodów. Po pierwsze pewna część testów nowych leków na ludziach jest po prostu płatna. Dla przykładu w USA można zarobić kilkaset dolarów dziennie biorąc udział w takim teście. Dla zaniepokojonych dodam, że płatne badania nowych leków można prowadzić tylko na zdrowych, pełnoletnich osobach i pod ścisłym nadzorem lekarza. Ogromna większość badań klinicznych nowych leków jest jednak eksperymentem medycznym prowadzonym na chorych. Te badania nie są w żadnym razie odpłatne, a uczestniczący w nim pacjenci nie mogą ponosić jakichkolwiek kosztów związanych z takim badaniem. Za wszystko płaci finansująca projekt firma farmaceutyczna. Nawet koszty dojazdów z i do szpitala muszą być takiemu uczestnikowi badania zwracane. Drugi powód to tzw. korzyści terapeutyczne i często podwyższony standard opieki. Innymi słowy, badany lek ma duże szanse poprawić stan zdrowia uczestniczącego w badaniu pacjenta, bo wyniki badan laboratoryjnych, badań na zwierzętach i często wcześniejsze badania tego samego leku na ludziach, przyniosły bardzo dobre rezultaty. Dodatkowym „bonusem” dla pacjenta uczestniczącego w badaniu jest często podwyższony standard opieki. Bardzo często firmy farmaceutyczne życzą sobie lepszych i dokładniejszych rezonansów magnetycznych czy tomografii dla uczestników badania niż to , co ma szpital w standardowej „ofercie”. W grę bardzo często wchodzą też dodatkowe i dokładniejsze badania laboratoryjne. Oczywiście za wszystko płaci firma farmaceutyczna. Trzeci i chyba najrzadszy, to chęć przyczynienia się do rozwoju nauki, a już w szczególności postępu w medycynie. Pamiętajmy, że każde badanie kliniczne nowego leku to nie tylko eksperyment medyczny, ale też eksperyment naukowy. Oczywiście takich pacjentów- pasjonatów jest niewielu, nie mniej jednak istnieją.
ŚWIADOMA ZGODA NA UDZIAŁ W BADANIU KLINICZNYM. CO TO JEST I DO CZEGO SŁUŻY?
Zasada jest prosta: skoro bez naszej zgody nie można nas leczyć (pisałam o tym w tutaj, w kontekście trudności z odszkodowaniem za błędy w leczeniu) lekami dostępnymi już na rynku ani przeprowadzać zabiegów czy operacji, to tym bardziej nie można testować nowych leków na ludziach bez ich zgody. Każdy potencjalny uczestnik badania klinicznego musi zawsze podpisać dokument zwany „ świadomą zgodą na udział w badaniu klinicznym”. Bez takiej zgody nikt nie może brać udziału w badaniu. Taka świadoma zgoda musi być zawsze przygotowana w języku dla nas zrozumiałym ( nawet gdybyśmy jako Polacy uczestniczyli w badaniu klinicznym prowadzonym w Portugalii, dla nas zgoda musiałaby zostać przetłumaczona na polski), poza tym powinna być napisana jak najprościej. Świadomą zgodę przedstawia nam do podpisania lekarz- badacz i jest to dokument informujący o celu prowadzenia badania, opisuje też czego badanie w ogóle dotyczy, jak będzie przebiegało, o możliwym do przewidzenia ryzyku (pamiętajmy, że każde badanie to eksperyment medyczny), przewidywanych korzyściach z uczestnictwa ( chodzi o korzyści dla zdrowia) oraz wypadkach kiedy badanie może zostać przerwane. Dodatkowo w świadomej zgodzie zawsze znajduje się informacja, że nie będziemy ponosili żadnych kosztów uczestniczenia w badaniu : wszystkie pokrywa firma farmaceutyczna finansującą badanie.
Dla osoby, która rozważa uczestnictwo w badaniu, świadoma zgoda to najważniejszy dokument, bo po pierwsze powinna się z niego dowiedzieć dokładnie czego się może w trakcie badania spodziewać, a po drugie wymienione w świadomej zgodzie możliwe do przewidzenia ryzyka są absolutnie kluczowe gdyby się okazało, że coś się nam w związku z uczestnictwem w badaniu przydarzyło. Czemu to tak istotne?
Ano jeśli podpiszemy świadomą zgodę i potem okaże się na przykład, że przez udział w badaniu nabawiliśmy się zaćmy, a zaćma była wymieniona w świadomej zgodzie jako jedno z możliwych do przewidzenia ryzyk, to koniec: tyleśmy widzieli nasze odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu. Badanie kliniczne nowego leku samo w sobie jest eksperymentem, a eksperyment wiąże się z ryzykiem. albo akceptujemy możliwe do przewidzenia ryzyka i podpisujemy świadomą zgodę albo nie. Dlatego listę możliwych do przewidzenia ryzyka czytamy szczególnie długo i dokładnie, bo ten fragment w świadomej zgody może się potem okazać kluczowy w sądzie. Pamiętajmy, że nie łączy nas, pacjentów, żadna umowa z firmą farmaceutyczną prowadzącą badanie. Jedyny dokument na podstawie którego możemy dochodzić swoich ewentualnych roszczeń wobec firmy finansującej badanie, to właśnie świadoma zgoda. Jest udzielana na piśmie a jej treść zawsze weryfikują komisje etyczne w danym kraju oraz ograny udzielające zgody na prowadzenie badania – odpowiedniki naszego Urzędu.
Zwracam też uwagę, że świadoma zgoda zawiera tylko listę ryzyk i zagrożeń dla zdrowia możliwych do przewidzenia w trakcie prowadzenia badania. W sądach zwykle toczą się potem batalie o to czy dany konkretny uszczerbek na zdrowiu był możliwy do przewidzenia czy nie. Musimy sobie z tego zdawać sprawę. Jeśli świadoma zgoda została dobrze przygotowana i ją podpisaliśmy, to jeśli przytrafi się nam coś spoza listy w zgodzie, to nastawmy się raczej na długą, żmudną i kosztowną walkę w sądzie.
Kolejna złota zasada czytania świadomej zgody brzmi: jeśli czegoś nie rozumiesz, pytaj lekarza, po potem będziesz żałować, że się zgodziłeś, a zdrowie i życie ma się tylko jedno.
BADANIE KLINICZNE CZYLI WYCOFAJ SIĘ PÓKI CZAS I CHĘĆ SZCZERA Z ROLI TESTERA
Zawsze, ale to absolutnie zawsze możesz się z badania nowego leku wycofać. Jest to międzynarodowy standard obowiązujący na całym świecie. Co więcej: nie musisz podawać powodu i nie może się to wiązać dla ciebie jako pacjenta z jakimkolwiek negatywnymi konsekwencjami. Co więcej, w sensie medycznym nie możesz zostać pozostawiony sam sobie. Lekarz – badacz ma obowiązek „wyprowadzić cię” z badania nawet po tym jak wycofasz zgodę. Po prostu stan zdrowia takiego pacjenta jest wtedy monitorowany przez okres czasu uznany przez firmę farmaceutyczną prowadzącą badanie za wystarczający do stwierdzenia, że nic ci nie jest. Pamiętajmy, że wycofujemy się sami i jest to wyłącznie nasza decyzja. Nawet gdyby wszyscy lekarze na świecie zaczęli nam mówić, że nic nam nie jest, a my czujemy się coś „nie teges” to mamy święte prawo się wycofać. Nie możemy robić nikomu uprzejmości pozostania w badaniu kosztem naszego zdrowia. Nie jesteśmy królikami doświadczalnymi, a każde, powtarzam każde badanie nowego leku na ludziach niesie ze sobą ryzyko. Oczywiście jest to ryzyko zminimalizowane osiągnięciami współczesnej medycyny, ale jednak ono istnieje.
CZY JESTEM UBEZPIECZONY OD SKUTKÓW UCZESTNICTWA W BADANIU KLINICZNYM NOWEGO LEKU?
A to zależy. Od czego? Na przykład od tego w jakim kraju uczestniczysz w badaniu nowego leku. Kwestie ubezpieczenia nie są akurat ani narzucone ani nawet zharmonizowane na poziomie międzynarodowym czy chociaż unijnym. Każde państwo ma w tym względzie własne przepisy. W Polsce uczestnicy badania nie są ubezpieczeni od czegokolwiek włącznie z ryzykiem ewentualnych szkód na zdrowiu powstałych w związku z uczestniczeniem w badaniu. , bo nie jest to wymagane prawem. Naturalnie możemy się ubezpieczyć sami, we własnym zakresie: każda polisa to kwestia skalkulowania ryzyka i ceny. Nie oszukujmy się, w przypadku eksperymentów medycznych cena będzie prawdopodobnie wysoka.
Czyli pieniędzy z polisy nie będzie, co nam zatem pozostaje gdyby, tfu, tfu, przydarzyło się nam coś złego związku a testowaniem nowego leku? Cóż musielibyśmy powalczyć o odszkodowanie. Na pytanie czy to proste czy też wręcz przeciwnie i czego możemy się spodziewać, odpowiem już w innym wpisie.
Pozdrawiam, Prawstoria