A co jeśli jesteśmy zupełnie sami w galaktyce ?
Może to efekt wakacji i nędznych resztek sezonu ogórkowego, ale mam wrażenie, że ostatnio jakoś się namnożyło doniesień o odkryciu nowych planet podobnych do Ziemi. Na pierwszy rzut oka, faktycznie, to logiczne, że gdzieś tam musi być ktoś jeszcze, ale pomyśl co jeśli jesteśmy zupełnie sami w galaktyce? Cała tylko dla nas – ludzi. To jest dopiero przerażające. I na dodatek już się kiedyś nad tym zastanawiałam w mojej humanistycznej pieczarze, oczywiście.
RÓWNANIE DRAKE’A: NIE JESTEŚMY ZUPEŁNIE SAMI W GALAKTYCE
Jeśli kiedykolwiek zdarzyło Ci się obejrzeć jakiś amerykański film albo serial science- fiction, to wiesz, że prędzej czy później padnie hasło „równanie Drake’a”.
Magiczne równanie z praktycznie samymi niewiadomymi, którym, przynajmniej teoretycznie, można obliczyć szacunkową liczbę innych cywilizacji w naszej galaktyce.
Dr Frank Drake jest astronomem i astrofizykiem, a jednocześnie jednym z twórców programu SETI (z angielskiego Search for Extraterrestial Inteligence). Uczestnicząca w programie grupa naukowców zajmuje się poszukiwaniem cywilizacji pozaziemskich.
Wniosek z równania Drake’a jest jeden: przy tej ilości gwiazd w naszej galaktyce jest po prostu statystycznie nieprawdopodobne, że jesteśmy jedyną cywilizacją w Drodze Mlecznej. Brzmi to logicznie. Do tego mówimy tylko o jednej galaktyce, a co dopiero z resztą galaktyk we wszechświecie.
Kłopot w tym, że póki co liczba znanych nam cywilizacji we wszechświecie wynosi 1 (słownie: jedna). Jesteśmy zupełnie sami.
Co z resztą? Identyczne pytanie zadał jeszcze na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku włoski fizyk-noblista Enrico Fermi.
– Gdzie Oni są? – zapytał dramatycznie. Pytanie wciąż pozostaje bez odpowiedzi, za to jest znane nauce jako „paradoks Fermiego”. Skoro powinno ich być multum, to gdzie Oni wszyscy są do jasnej anielki?
No wydaje się i matematycznie i statystycznie pewne, że gdzieś być muszą. Poza tym ile to już filmów o kosmitach nakręcono, a ile książek napisano. Pop kultura tak Cię bombarduje kosmitami, że wydaje się, że to absolutnie pewne, że Oni gdzieś tam są, tylko gdzie.
NAJNOWSZE ODKRYCIA NASA: NIE MOŻEMY BYĆ ZUPEŁNIE SAMI
Tego wciąż nie wiemy. Za to w 1992r. odkryto pierwszą planetę poza Układem Słonecznym. Jednym z odkrywców był polski radioastronom, prof. Aleksander Wolszczan od lat pracujący głównie w USA.
Teraz wiemy, że takich poza-słonecznych planet jest ponad 4000, a już zupełnie niedawno NASA podała, że dzięki wyliczeniom, modelowi statycznemu, i, no oczywiście, oprogramowaniu typu AI, ma dokładniejsze dane. Prawdę mówiąc, już w 2012r. naukowcy sugerowali, że w naszej galaktyce istnieje około 10 miliardów ziemiopodobnych planet z czego co najmniej 1500 w najbliższym sąsiedztwie Układu słonecznego. Ta liczba poraża. Co więcej, astronomowie wcale się z niej nie wycofali. Na podobną liczbę potencjalnych Ziemi wskazują najnowsze badania naukowców z Penn State University opublikowane tydzień temu w „The Astronomical Journal”.
Co prawda jeden ze współautorów artykułu, astrofizyk, prof. Edward Ford jest trochę ostrożniejszy w szacunkach, ale i tak ocenia, że w galaktyce Drogi Mlecznej jest co najmniej 5 miliardów ziemio-podobnych planet.
Czyli statystycznie gdzieś po sąsiedzku musi istnieć nie jedna ale setki i tysiące cywilizacji podobnych do naszej. Ale w takim razie kłania się profesor Fermi i jego irytujące pytanie : gdzie Oni wszyscy są?
A może żadni Oni nie istnieją? Co jeśli Ty, ja i reszta ludzkości jesteśmy zupełnie sami?
Czy to w ogóle możliwe?
A MOŻE JEDNAK JESTEŚMY SAMI ?
Okazuje się, że tak. Jedną z osób, które całkiem serio uważają, że jesteśmy całkowicie wyjątkowi i przez to jedyni, to John Gribbin. Ten astrofizyk i pisarz naukowy w jednym napisał w 2011 roku książkę, która Ci serdecznie polecam jeśli jeszcze nie czytałeś. No mnie się włos zjeżył na głowie po lekturze, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł dreszcz. Czytałam ją dawno, ale wciąż go czuję, jak o tym myślę patrząc w rozgwieżdżone nocne niebo. Mówię o “The Reason Why: The Miracle of Life on Earth” (polski tytuł to “Dlaczego jesteśmy. Cud powstania życia na Ziemi”).
Z grubsza rzecz ujmując Gribbin uważa, że o ile powstanie życia w ogóle może być dość powszechne, to już powstanie jakiegoś inteligentnego gatunku, nie mówiąc o cywilizacji technicznej, graniczy z cudem. Czyli albo mieliśmy kosmiczne (dosłownie) szczęście albo nasza cywilizacja nie jest dziełem przypadku. Sama nie wiem, która opcja jest dla mnie bardziej przerażająca, ale tak czy siak zdaniem Gribbina jesteśmy zupełnie sami w galaktyce, a może wszechświecie. W każdym razie, to bardzo prawdopodobne.
6 DOWODÓW NA TO, ŻE JESTEŚMY ZUPEŁNIE SAMI W GALAKTYCE
- Nasze położenie na Drodze Mlecznej jest bardzo szczególne.
Ziemia krąży sobie wokół Słońca na absolutnych peryferiach galaktyki. Gdzieś tam na skraju jednego z jej ramion. Ani w bliższym ani w dalszym sąsiedztwie nie mamy niczego groźnego. Żadnych czarnuch dziur, mgławic, supernowych, pulsarów. Niczego, co by Ziemi i nam zagrażało. Nawet marnych chmur gazów tu nie ma. Taki spokój to bardzo wyjątkowa sytuacja w obrębie Drogi Mlecznej. W naszej galaktyce jest na ogół znacznie „ciekawiej”. Ale to nie wszystko.
- Nasze Słońce to bardzo wyjątkowa gwiazda.
Taka nie za ciepła, nie za zimna, że tak powiem. Do tego oczywiście Ziemia krąży w idealnej odległości od Słońca. Poza tym 95% gwiazd w galaktyce jest od niego ciemniejsza. Życie potrzebuje światła i ciepła, a my je mamy w idealnej ilości.
Do tego Słońce, wypala się powolutku bez fajerwerków typu przejście w supernową. Autor bardzo skrupulatnie wymienia wyjątkowe cechy Słońca. Mnie utkwiła w pamięci szczególnie ta: Słońce, jako jedna z niewielu gwiazd jest samo. W większości przypadków gwiazdy występują parami tworząc układy podwójne (czasem nawet potrójne). I ta samotność nie jest bez znaczenia.
- Nasz Układ Słoneczny jest bardzo wyjątkowy.
Nie dość, że wokół Słońca krążą planety skaliste. Ziemie jest jedną z nich, to jeszcze mamy farta w postaci Jowisza.
Jowisz działa niczym super kosmiczny piorunochron. Większość komet, asteroid , meteorytów – krótko mówiąc wszystkiego co mogłoby walnąć w Ziemię i zmieść z jej powierzchni życie oraz naszą cywilizację, zderza się z Jowiszem. A jak się nie zderza, to grawitacja olbrzyma tak wygina tor lotu obiektu, że rozpędzony kawał skały mija nas w bezpiecznej odległości. Naturalnie Jowisz raz „spartolił” i dinozaury przypłaciły to życiem, ale i tak ma imponujące osiągnięcia. Ochrania Ziemię tak skutecznie, że nasza cywilizacja miała czas i mogła się spokojnie rozwinąć.
Gdzie nie ma takiego Jowisza, tam życie się długo nie uchowa.
- Ziemia to bardzo wyjątkowa planeta.
Tutaj argumentów na wyjątkowość jest masa. Najciekawszy to bardzo szczególne pole magnetyczne Ziemi i zaskakująco duża zawartość żelaza w jądrze ziemi.
Po prostu powinno go być mniej. Najprawdopodobniej Ziemia zderzyła się kiedyś z inną planetą i wchłonęła co najmniej część jej żelaznego jądra po zderzeniu. Wyszło nam to na zdrowie, bo przed pole magnetyczne naszej planety skutecznie nas chroni, a do tego ciężkie, wirujące jądro oznacza właściwy poziom grawitacji. Atmosfera nam nie odfrunie w siną dal itd. Żeby było ciekawiej, Ziemia jako jedyna planeta w Układzie Słonecznym ma tylko 1 księżyc. I to też nie jest bez znaczenia. Po szczegóły odsyłam do książki.
- Ilość szczęśliwych zbiegów okoliczności koniecznych do powstanie wielokomórkowego życia poraża.
W zasadzie jest to cały łańcuch mocno nieprawdopodobnych zdarzeń i Gribbin poświęca im aż dwa rozdziały.
Żeby oddać dramatyzm sytuacji powiem tylko, że przez ok. 3,5 miliarda lat na Ziemi nic szczególnego się nie działo. Aż tu nagle bum! Prawdziwa eksplozja życie wielokomórkowego. Oczywiście gdyby nie ona nie byłoby nas. Skala prawdopodobieństwa całego łańcucha zdarzeń, które doprowadziły do powstania organizmów wielokomórkowych jest praktycznie równa zeru. Naprawdę nie łatwo to powtórzyć. Czy to nie kolejny dowód na to, że jesteśmy sami w galaktyce a może i we wszechświecie?
- Nikt nie wie jak dokładnie i dlaczego akurat u człowieka rozwinęła się inteligencja.
Oczywiście teorii jest mnóstwo, ale tak naprawdę nauka nie potrafi jeszcze jednoznacznie wyjaśnić ani kiedy ani dlaczego jeden z wielu gatunków małp zaczął myśleć. I to zupełnie inaczej niż inne małpy. A to był dopiero pierwszy kroczek w rozwoju inteligencji naszego gatunki.
I teraz pomyśl, jak małe jest prawdopodobieństwo, że wszystkie te szczęśliwe zbiegi okoliczności zdarzyły się gdzieś jeszcze w naszej galaktyce albo wręcz we wszechświecie.
A może jednak jesteśmy zupełnie sami? Jeśli tak, to co to konkretnie oznacza? Jesteśmy fartownym przypadkiem czy kimś znacznie, znacznie większym?
Warto się nad tym zastanowić chociażby po to żeby przewietrzyć umysł. Zdecydowanie też warto przeczytać książkę pana Gribbina.
Pozdrawiam, Prawstoria